Tunele Viet Congu w wiosce Cu Chi to pierwsze miejsce, w ktorym bezposrednio zetknelismy sie z wojna w Wietnamie. Ciagna sie na dlugosci 200km w glab ziemi na 10m - 3 poziomy.
Niczym bohaterowie wojennych filmow chodzilismy po lesie zagladajac w otwory tuneli, przygladajac sie niezwykle prostym, ale okrutnym w swej prostocie pulapkom przygotowanym na amerykanskich zolnierzy. Na koniec zlani potem, w kucki przedarlismy sie przez jeden z takich tuneli! Klaustrofobiczne przezycie. Az trudno uwierzyc jak ktos w ogole mogl w nich przebywac zwlaszcza, ze w rzeczywistosci byly i nizsze i wezsze?!
Popoludnie to juz klasycznie odpoczynek przy piwku i slimakach z widokiem na sajgonska zywa i kolorowa ulice.
Podczas lunchu mila niespodzianka - obslugujacy nas Wietnamczyk zwrocil sie do nas po polsku: "Wy mowic polski?" Okazalo sie, ze studiowal w Lublinie, w sumie mieszkal tam 10 lat, jego rodzina wciaz w Polsce mieszka a on wybiera sie do nas na wakacje ;)
Potem ostanie przed wyjazdem zakupy upominkowe ;)
Powoli zegnamy sie z Wietnamem ...
3 responses to "SAJGON (05/04/2010)"
My śniadanie świąteczne mieliśmy troche bogatsze;)
a na obiad dostales slimaki i wysuszone jelito rybie? :)
Najwspanialsze sniadanie wielkanocne jakie widzialam ! LOL
caluski,