16:32 | Posted in , ,
Szon Dao zamiescila wlasnie relacje z naszej wietnamskiej przygody pod adresem:

Relacja na ontheroad.com.pl

jesli chcecie abysmy jeszcze zaznali wakacji tego lata (my bardzo chcemy ;) ) to prosze skomentujcie nasz tekst!

Dzieki,
Kejsper aka Kacu Warung

ps. im wiecej komentarzy tym wieksze nasze szanse :)
19:27 | Posted in ,
Szon Dao miala przyjemnosc odwiedzic Piotrka Klimowicza w popoludniowej audycji Breaking Muse na antenie Radio Wroclove.

Calosc dyskusji zostala zarchiwizowana pod adresem:

Szon Dao w Radio Wroclove na temat naszej wyprawy do Wietnamu

Zapraszamy do sluchania, zapraszamy do czytania!
Kacu Warung
��
22:49 | Posted in
Dodalismy galerie zdjec z naszej podrozy. Mozna ja zobaczyc tutaj:

Galerie z Wietnamu

Sztanderka przygotowala tez pare panoram, ktore publikujemy ponizej:

Kuala Lumpur - widok na miasto z mostu laczacego dwie wieze Petronas:



Kuala Lumpur - widok ze stacji metra Pasar Seni:



Hanoi - w drodze do Perfume Pagoda:





Sapa:





Ha Long:





Hue - jeden z budynkow na terenie odrestaurowanej cytadeli:



Gory Marmurowe - w drodze z Hue do Hoi An

Category:
��
16:12 | Posted in
Wakacje i po wakacjach ;) - 2 dni w podrozy (wyruszylismy z Sajgonu w pon/ 05/04 o 15:00 a we Wro bylismy w sr/07/04 ok 14:00) i dotarlismy do domu.

W sumie od 14 marca do 05 kwietnia przejechalismy lacznie ponad 4 469 km (wg Google) na trasie: Hanoi, Sapa, Hanoi, Hai Phong, Hanoi, Hue, Hoi An, Nha Trang, Mui Ne, Da Lat, Sajgon, Can Tho, Sajgon.

Spedzilismy 6 nocy podrozujac - na polnocy glownie pociagiem, ktory na poludniu zamienilismy na autobusy (niechetnie).

We czworke zjedlismy w sumie 428 sajgonek a zatem nie udalo sie osiagnac zamierzonego celu czyli skonsumowac ich w ilosci 500 sztuk ;)

Zachwycilismy sie kulinarnie spozywajac nieograniczone ilosci makaronu, ryzu, kurczaka, wolowiny, wieprzowiny. I do konca wierni bylismy paleczkom calkiem sprawnie opanowujac sztuke poslugiwania sie nimi ;)

Po raz pierwszy na naszych talerzach znalazl sie grilowany rekin, krab, gigantycznej wielkosci krewetki, roznej masci muszelki i slimaki a takze smazony waz.
Nie moglismy tez sobie odpuscic kaczki pieczonej po wietnamsku.
Dla nas wlasicieli kota i psa spozycie tegoz rodzaju miesa okazalo sie niewykonalne! Juz sam widok wywolywal mdlosci...

Koszt calkowity wyjazdu (odliczajac koszt biletow i zakupionych suvenirow): wkrotce...

Jak tylko przefiltrujemy/obrobimy ponad 1tys zrobionych zdjec uzupelnimy galerie.

Pozostaly cudowne wspomnienia, anegdoty, do ktorych dlugo jeszcze bedziemy wracac ;-D
��
15:30 | Posted in ,
Wielkanocna niedziele rozpoczelismy od sniadania o 07:00 rano, swiateczne na miare tutejszych mozliwosci ;) efekt ponizej:



Tunele Viet Congu w wiosce Cu Chi to pierwsze miejsce, w ktorym bezposrednio zetknelismy sie z wojna w Wietnamie. Ciagna sie na dlugosci 200km w glab ziemi na 10m - 3 poziomy.





Niczym bohaterowie wojennych filmow chodzilismy po lesie zagladajac w otwory tuneli, przygladajac sie niezwykle prostym, ale okrutnym w swej prostocie pulapkom przygotowanym na amerykanskich zolnierzy. Na koniec zlani potem, w kucki przedarlismy sie przez jeden z takich tuneli! Klaustrofobiczne przezycie. Az trudno uwierzyc jak ktos w ogole mogl w nich przebywac zwlaszcza, ze w rzeczywistosci byly i nizsze i wezsze?!



Popoludnie to juz klasycznie odpoczynek przy piwku i slimakach z widokiem na sajgonska zywa i kolorowa ulice.







Podczas lunchu mila niespodzianka - obslugujacy nas Wietnamczyk zwrocil sie do nas po polsku: "Wy mowic polski?" Okazalo sie, ze studiowal w Lublinie, w sumie mieszkal tam 10 lat, jego rodzina wciaz w Polsce mieszka a on wybiera sie do nas na wakacje ;)

Potem ostanie przed wyjazdem zakupy upominkowe ;)

Powoli zegnamy sie z Wietnamem ...
��
15:37 | Posted in
Wszystkim sledzacym nasze losy zyczymy udanych Swiat Wielkanocnych!
Category:
��
Wprowadzilismy nowy system zwiedzania miasta - pobudka o 7:00, sniadanie i zwiedzanie do 12:00 potem lunch i drzemka. Ponowne wyjscie na miasto ok 15:00/16:00. A wszystko to po to by uchronic sie przed zarem lejacym sie z nieba.

Dzisiaj spacer po Dong Khoi, ktorej miasto zawdziecza przydomek Paryz Wschodu - Poczta Glowna, Katedra Notre Dame, Plac Son: hotel Continental, hotel Caravelle, teatr Miejski; Hotel Majestic, Hotel Rex (z garden patio na dachu, z ktorego ogladalismy panorame Srodmiescia) oraz Restauracja Nam An Maxima, gdzie 4 swieze sajgonki kosztuja bagatela 120tys VDN (my normalnie placimy jakies 20/40tys VND za 5-10 sztuk).







Palac Ponownego Zjednoczenia, gdzie w '75 czolg rozbil brame glowna i tym samym zakonczyl istnienie poludniowowietnamskiego panstwa, zobaczylismy od srodka. Najciekawsze podziemie - betonowe korytarze ze sprzetem elektroniczym, mapami i jasnozielonymi telefonami.

W drodze powrotnej w rejony naszej dzielnicy Phan Ngu Lao wstapilismy do Hali targowej Ben Thanh - podobno mozna tu kupic ciekawe pamiatki. My nie skorzystalismy bo hala ewidentnie nastawiona jest na turystow a ceny poczatkowe byly zabojcze dla naszych portfeli (koniec wyjazdu!). Mozna sie targowac - dziala sposob 'na opuszczenie stoiska' (cena spada nawet o 50%).

Po popoludniowej drzemce, klimatyzowana taxi na pojechalismy na drugi koniec miasta zobaczyc buddyjska swiatynie Giac Lam - najstarsza w miescie. Rzeczywiscie ciekawa w srodku - pelna drewnianych kolumn, figur, sentencji, zdjec zmarlych - nie uzasadniala jednak wydatku 200tys VND na transport (w obie strony). Dla porownania 5godzinna jazda autobusem do Can Tho kosztowala nas 160tys VND ;)
Dla pokrzepienia serc udalismy sie w drodze powrotnej do ... KFC ;)



Zwiedzanie miasta zamknela sesja w przydroznej kantynie piwnej - Bia Hoi jasne, lekkie, smaczne ;) w sumie wyszlo 30 kufli na 4 osoby ;) za cale 24zl! Zeby uprzedzic wszelkie insynuacje - nie jestesmy pijani ;)
Do tego na zab 'muszelki',m.in. razor shell (http://en.wikipedia.org/wiki/Razor_shell) - smakowite! Chodzily za mna od Hanoi, w koncu udalo sie sprobowac ;)





Jutro z rana ruszamy zwiedzac Tunele Viet Congu - Cu Chi.
08:03 | Posted in ,
Pobudka o 04:00 rano (zaczynamy sie przyzwyczjac do zrywania sie o swicie), taxi do ichniego PKSu i 5 godzin autobusem by dostac sie do serca Delty Mekongu - Can Tho.

Tam przejela nas Ms. Ha nasza przewodniczka po delcie (z polecenia spotkanych wczesniej Brytyjczykow).

Plan to 4 godziny plywania po Mekongu i jego mniejszych odnogach - kanalach pierwszego dnia, drugiego zas ok 6 godzin po Mekongu, odwiedzenie dwoch floating marketow i na koniec splyw mniejszymi kanalami.
Jako przewodnik poplynela z nami kuzynka Ha - mloda 23 letnia studiujaca pedagogike Wietnamka.



W pierwszy dzien odwiedzilismy jeszcze rodzinna fabryke cegiel i niczym malpki 'poskakalismy' po tzw monkey bridge ;)



Drugiego dnia ponownie pobudka z rana (ok 05:00) by na czas zdazyc na plywajace markety. Pierwszy z nich ten wiekszy ogladalismy nieco z boku, w drugi - mniejszy moglismy wplynac i pozagladac w zawartosc lodzi - glownie warzywa i owoce. Skusilismy sie na arbuza, zjedlismy ananasa i banany. Ja skusilam sie na slodki wietnamski przysmak - cos przypominajace w smaku nasze 'oponki' smazone na glebokim oleju - smaczne! chociaz to tylko moje zdanie ;) reszta pewnie zaprzeczy.







Udalo nam sie tez zobaczyc z bliska rodzinna fabryke makaronu/papieru ryzowego.



Splyw to ciekawe doswiedczenie - mila odmiana po klasycznym zwiedzaniu miasta i mozna byc nieco blizej tutejszych ludzi - domy na palach stojace w wodzie i zycie toczace sie wokol nich.

Ps. Myslalam, ze nasze kulinarne przygody dobiegly konca, ale w Can Tho na talerzu wyladowal smazony w cebulce waz. Nieco gumiaste mieso, ok, ale bez WOW ;)
��
16:28 | Posted in
Rzadko zdarza sie by nazwa miasta tak adekwatnie oddawala jego charakter.

Sajgon w przeciwienstwie do Hanoi jest x-razy bardziej zatloczony, halasliwy i przede wszystkim upalny. Wielkomiejski bez charakterystycznej dla Hanoi specyficznej intymnosci.

Zgodnie z planem mielismy do niego przybyc (z Dalat) ok 06:00 rano - w sam raz zeby znalezc hotel i nieco odpoczac. Kierowca autobusy nadrobil jednak drogi i w miescie bylismy 2 godziny wczesniej (szalenczej jazdy autobusem wole nie pamietac). Sajgon o czwartej rano to jednak wciaz zywe miasto - zjedlismy tosty i pijac cole przeczekalismy do szostej po czym znalezlismy pierwszy lepszy hotel (byleby bylo czysto).

Spacer ulicami miasta - Dystrykt 1y potem 5ty - chinska dzielnica i zmeczeni zarem z nieba zapadlismy w popoludniowa drzemke (w hotelu oczywiscie).

Wieczorem szalenczy maraton przez miasto w poszukiwaniu knajpy indyjskiej - ostatecznie udalo sie i wytwornie w mniej wytwornych szatach zjedlismy posilek ;)

Piwko tradycyjnie tuz obok ruchliwego skrzyzowania coby lepiej obserwowac dziejacy sie tu spektakl miejski. Pare fotek ponizej.













KACU WARUNG EDIT:

Od Sajgonu dostalem piescia prosto w prawe oko i to od samego poczatku. Ok 4:30am jest tutaj pewnie okolo 30 stopni, poszlismy z Klim Pao szukac hotelu i po chwili na ogonie mielismy motorek z dwoma azjatyckimi "kobietami lekkich obyczajow", ktore w skrocie mowiac byly NACHALNE ;) pozniej trafilismy do hotelu, w ktorym mielismy wrazenie, ze recepcjonistka musiala miec blizszy kontakt z narkotykami. W koncu jak zaczelo sie przejasniac znalezlismy w miare normalne lokum. Wczoraj w Dalat rozwalily mi sie japonki, specjalnie pod tym wzgledem wybralismy kierunek zwiedzania - chinska dzielnica. Po 30min w gorskich butach (nie jest w nich zimno przy -10 stopniach mrozu w Polsce) odplywalem. Kupilem pierwsze lepsze japonki, ktore....po 45min rozwalily sie, ale...zdazyly obetrzec mi nogi ;) W chinskim markecie bylo okolo miliona par japonek - najwiekszy rozmiar? 42 ;)

W pewnym momencie oczy zaczely mi sie juz pocic - byl to jasny sygnal - trzeba isc do hotelu sie przespac...Po drzemce bylo juz znacznie lepiej, choc mnie osobiscie Saigon meczy i wysysa wszelka energie...

Jakby pomnozyc przez 10 000 ruch na skrzyzowaniu Hallera z Powstancow Slaskich we Wroclawiu i wylaczyc wszystkie swiatla otrzymaloby sie to co tutaj jest na kazdym skrzyzowaniu od 7 do 22...

Jutro ruszamy na podboj Delty Mekongu - ostatni przystanek w Wietnamie.
Odetchniemy troche od Sajgonu by dzielnie stawiac mu czola przez ostanie dwa dni pobytu.
Category:
��
12:28 | Posted in ,
W poniedzialkowy poranek korzystalismy jeszcze z dobrodziejstw naszego lokum - basen i lezaki ;)

Juz o 13:00 siedzielismy w busie do Dalat. Najpierw bardzo dziurawa pseudo-droga przez plantacje dragon fruita, potem coraz wyzej i wyzej kreta droga (nie dla cierpiacych na chorobe lokomocyjna!) opuscilismy piaszczysty krajobraz Mui Ne i wjechalismy w gory. Piekne widoki doprowadzily nas do Dalat (ok 17:00) i .... probuje znalesc jakies pozytywne slowa na okreslenie tego miejsca.

Nie przychodzi to latwo... moze tak: francuskie wille tak rozne od tych wietnamskich, ktore dotychczas widzielismy. Albo: piekna przyroda, lasy, pagorki, gory, wsrod ktorych polozona jest miejscowosc.

I to chyba tyle. Wiecej naprawde sie nie da! Apogeum kiczu i tandety pomieszanej z malo-miasteczkowoscia.

Wynajelismy motory i postanowilismy pozwiedzac okolice. Widzielismy pagode Linh Son oraz dwa wodospady: Datanla i Prenn. Ten pierwszy zdecydowanie ciekawszy. Oczywiscie Crazy House - obowiazkowy punkt w Dalat. Potem Cable Car (niczym w Alpach Francuskich) poszybowalismy nad okolicznymi lasami by na koncu kolejki wstapic do klasztoru zen.







Moze i brzmi ciekawie, ale spokojnie mozna ten punkt wykreslic z mapy zwiedzania Wietnamu. Dlatego tez juz wieczorem wyjezdzamy na spotkanie z Sajgonem!

Ps. Najpierw jednak konsumpcja pieczonej kaczki (na specjalne zamowienie u Anh).
W tym miescie, gdzie nawet przyzwoita knajpe trudno znalezc polecamy stolowanie sie w Tu Anh's Peace Cafe - Bar 58 - smaczny kurczak w morelach i szarlotka z lodami ;)
Dopisek (31/03): bylo smacznie ;-)
Category: ,
��