Szon Dao zamiescila wlasnie relacje z naszej wietnamskiej przygody pod adresem:
Relacja na ontheroad.com.pl
jesli chcecie abysmy jeszcze zaznali wakacji tego lata (my bardzo chcemy ;) ) to prosze skomentujcie nasz tekst!
Dzieki,
Kejsper aka Kacu Warung
ps. im wiecej komentarzy tym wieksze nasze szanse :)
��
19:27 |
Posted in
Radio Wroclove,
Wietnam
Szon Dao miala przyjemnosc odwiedzic Piotrka Klimowicza w popoludniowej audycji Breaking Muse na antenie Radio Wroclove.
Calosc dyskusji zostala zarchiwizowana pod adresem:
Szon Dao w Radio Wroclove na temat naszej wyprawy do Wietnamu
Zapraszamy do sluchania, zapraszamy do czytania!
Kacu Warung
Calosc dyskusji zostala zarchiwizowana pod adresem:
Szon Dao w Radio Wroclove na temat naszej wyprawy do Wietnamu
Zapraszamy do sluchania, zapraszamy do czytania!
Kacu Warung
��
22:49 |
Posted in
Dodalismy galerie zdjec z naszej podrozy. Mozna ja zobaczyc tutaj:
Galerie z Wietnamu
Sztanderka przygotowala tez pare panoram, ktore publikujemy ponizej:
Kuala Lumpur - widok na miasto z mostu laczacego dwie wieze Petronas:

Kuala Lumpur - widok ze stacji metra Pasar Seni:

Hanoi - w drodze do Perfume Pagoda:


Sapa:


Ha Long:


Hue - jeden z budynkow na terenie odrestaurowanej cytadeli:

Gory Marmurowe - w drodze z Hue do Hoi An
Galerie z Wietnamu
Sztanderka przygotowala tez pare panoram, ktore publikujemy ponizej:
Kuala Lumpur - widok na miasto z mostu laczacego dwie wieze Petronas:
Kuala Lumpur - widok ze stacji metra Pasar Seni:
Hanoi - w drodze do Perfume Pagoda:
Sapa:
Ha Long:
Hue - jeden z budynkow na terenie odrestaurowanej cytadeli:
Gory Marmurowe - w drodze z Hue do Hoi An
16:12 |
Posted in
wakacje w Wietnamie
Wakacje i po wakacjach ;) - 2 dni w podrozy (wyruszylismy z Sajgonu w pon/ 05/04 o 15:00 a we Wro bylismy w sr/07/04 ok 14:00) i dotarlismy do domu.
W sumie od 14 marca do 05 kwietnia przejechalismy lacznie ponad 4 469 km (wg Google) na trasie: Hanoi, Sapa, Hanoi, Hai Phong, Hanoi, Hue, Hoi An, Nha Trang, Mui Ne, Da Lat, Sajgon, Can Tho, Sajgon.
Spedzilismy 6 nocy podrozujac - na polnocy glownie pociagiem, ktory na poludniu zamienilismy na autobusy (niechetnie).
We czworke zjedlismy w sumie 428 sajgonek a zatem nie udalo sie osiagnac zamierzonego celu czyli skonsumowac ich w ilosci 500 sztuk ;)
Zachwycilismy sie kulinarnie spozywajac nieograniczone ilosci makaronu, ryzu, kurczaka, wolowiny, wieprzowiny. I do konca wierni bylismy paleczkom calkiem sprawnie opanowujac sztuke poslugiwania sie nimi ;)
Po raz pierwszy na naszych talerzach znalazl sie grilowany rekin, krab, gigantycznej wielkosci krewetki, roznej masci muszelki i slimaki a takze smazony waz.
Nie moglismy tez sobie odpuscic kaczki pieczonej po wietnamsku.
Dla nas wlasicieli kota i psa spozycie tegoz rodzaju miesa okazalo sie niewykonalne! Juz sam widok wywolywal mdlosci...
Koszt calkowity wyjazdu (odliczajac koszt biletow i zakupionych suvenirow): wkrotce...
Jak tylko przefiltrujemy/obrobimy ponad 1tys zrobionych zdjec uzupelnimy galerie.
Pozostaly cudowne wspomnienia, anegdoty, do ktorych dlugo jeszcze bedziemy wracac ;-D
W sumie od 14 marca do 05 kwietnia przejechalismy lacznie ponad 4 469 km (wg Google) na trasie: Hanoi, Sapa, Hanoi, Hai Phong, Hanoi, Hue, Hoi An, Nha Trang, Mui Ne, Da Lat, Sajgon, Can Tho, Sajgon.
Spedzilismy 6 nocy podrozujac - na polnocy glownie pociagiem, ktory na poludniu zamienilismy na autobusy (niechetnie).
We czworke zjedlismy w sumie 428 sajgonek a zatem nie udalo sie osiagnac zamierzonego celu czyli skonsumowac ich w ilosci 500 sztuk ;)
Zachwycilismy sie kulinarnie spozywajac nieograniczone ilosci makaronu, ryzu, kurczaka, wolowiny, wieprzowiny. I do konca wierni bylismy paleczkom calkiem sprawnie opanowujac sztuke poslugiwania sie nimi ;)
Po raz pierwszy na naszych talerzach znalazl sie grilowany rekin, krab, gigantycznej wielkosci krewetki, roznej masci muszelki i slimaki a takze smazony waz.
Nie moglismy tez sobie odpuscic kaczki pieczonej po wietnamsku.
Dla nas wlasicieli kota i psa spozycie tegoz rodzaju miesa okazalo sie niewykonalne! Juz sam widok wywolywal mdlosci...
Koszt calkowity wyjazdu (odliczajac koszt biletow i zakupionych suvenirow): wkrotce...
Jak tylko przefiltrujemy/obrobimy ponad 1tys zrobionych zdjec uzupelnimy galerie.
Pozostaly cudowne wspomnienia, anegdoty, do ktorych dlugo jeszcze bedziemy wracac ;-D
��
15:30 |
Posted in
Sajgon,
Tunele Cu Chi
Wielkanocna niedziele rozpoczelismy od sniadania o 07:00 rano, swiateczne na miare tutejszych mozliwosci ;) efekt ponizej:

Tunele Viet Congu w wiosce Cu Chi to pierwsze miejsce, w ktorym bezposrednio zetknelismy sie z wojna w Wietnamie. Ciagna sie na dlugosci 200km w glab ziemi na 10m - 3 poziomy.


Niczym bohaterowie wojennych filmow chodzilismy po lesie zagladajac w otwory tuneli, przygladajac sie niezwykle prostym, ale okrutnym w swej prostocie pulapkom przygotowanym na amerykanskich zolnierzy. Na koniec zlani potem, w kucki przedarlismy sie przez jeden z takich tuneli! Klaustrofobiczne przezycie. Az trudno uwierzyc jak ktos w ogole mogl w nich przebywac zwlaszcza, ze w rzeczywistosci byly i nizsze i wezsze?!

Popoludnie to juz klasycznie odpoczynek przy piwku i slimakach z widokiem na sajgonska zywa i kolorowa ulice.



Podczas lunchu mila niespodzianka - obslugujacy nas Wietnamczyk zwrocil sie do nas po polsku: "Wy mowic polski?" Okazalo sie, ze studiowal w Lublinie, w sumie mieszkal tam 10 lat, jego rodzina wciaz w Polsce mieszka a on wybiera sie do nas na wakacje ;)
Potem ostanie przed wyjazdem zakupy upominkowe ;)
Powoli zegnamy sie z Wietnamem ...
Tunele Viet Congu w wiosce Cu Chi to pierwsze miejsce, w ktorym bezposrednio zetknelismy sie z wojna w Wietnamie. Ciagna sie na dlugosci 200km w glab ziemi na 10m - 3 poziomy.
Niczym bohaterowie wojennych filmow chodzilismy po lesie zagladajac w otwory tuneli, przygladajac sie niezwykle prostym, ale okrutnym w swej prostocie pulapkom przygotowanym na amerykanskich zolnierzy. Na koniec zlani potem, w kucki przedarlismy sie przez jeden z takich tuneli! Klaustrofobiczne przezycie. Az trudno uwierzyc jak ktos w ogole mogl w nich przebywac zwlaszcza, ze w rzeczywistosci byly i nizsze i wezsze?!
Popoludnie to juz klasycznie odpoczynek przy piwku i slimakach z widokiem na sajgonska zywa i kolorowa ulice.
Podczas lunchu mila niespodzianka - obslugujacy nas Wietnamczyk zwrocil sie do nas po polsku: "Wy mowic polski?" Okazalo sie, ze studiowal w Lublinie, w sumie mieszkal tam 10 lat, jego rodzina wciaz w Polsce mieszka a on wybiera sie do nas na wakacje ;)
Potem ostanie przed wyjazdem zakupy upominkowe ;)
Powoli zegnamy sie z Wietnamem ...
��
15:37 |
Posted in
Wszystkim sledzacym nasze losy zyczymy udanych Swiat Wielkanocnych!
Wprowadzilismy nowy system zwiedzania miasta - pobudka o 7:00, sniadanie i zwiedzanie do 12:00 potem lunch i drzemka. Ponowne wyjscie na miasto ok 15:00/16:00. A wszystko to po to by uchronic sie przed zarem lejacym sie z nieba.
Dzisiaj spacer po Dong Khoi, ktorej miasto zawdziecza przydomek Paryz Wschodu - Poczta Glowna, Katedra Notre Dame, Plac Son: hotel Continental, hotel Caravelle, teatr Miejski; Hotel Majestic, Hotel Rex (z garden patio na dachu, z ktorego ogladalismy panorame Srodmiescia) oraz Restauracja Nam An Maxima, gdzie 4 swieze sajgonki kosztuja bagatela 120tys VDN (my normalnie placimy jakies 20/40tys VND za 5-10 sztuk).



Palac Ponownego Zjednoczenia, gdzie w '75 czolg rozbil brame glowna i tym samym zakonczyl istnienie poludniowowietnamskiego panstwa, zobaczylismy od srodka. Najciekawsze podziemie - betonowe korytarze ze sprzetem elektroniczym, mapami i jasnozielonymi telefonami.
W drodze powrotnej w rejony naszej dzielnicy Phan Ngu Lao wstapilismy do Hali targowej Ben Thanh - podobno mozna tu kupic ciekawe pamiatki. My nie skorzystalismy bo hala ewidentnie nastawiona jest na turystow a ceny poczatkowe byly zabojcze dla naszych portfeli (koniec wyjazdu!). Mozna sie targowac - dziala sposob 'na opuszczenie stoiska' (cena spada nawet o 50%).
Po popoludniowej drzemce, klimatyzowana taxi na pojechalismy na drugi koniec miasta zobaczyc buddyjska swiatynie Giac Lam - najstarsza w miescie. Rzeczywiscie ciekawa w srodku - pelna drewnianych kolumn, figur, sentencji, zdjec zmarlych - nie uzasadniala jednak wydatku 200tys VND na transport (w obie strony). Dla porownania 5godzinna jazda autobusem do Can Tho kosztowala nas 160tys VND ;)
Dla pokrzepienia serc udalismy sie w drodze powrotnej do ... KFC ;)

Zwiedzanie miasta zamknela sesja w przydroznej kantynie piwnej - Bia Hoi jasne, lekkie, smaczne ;) w sumie wyszlo 30 kufli na 4 osoby ;) za cale 24zl! Zeby uprzedzic wszelkie insynuacje - nie jestesmy pijani ;)
Do tego na zab 'muszelki',m.in. razor shell (http://en.wikipedia.org/wiki/Razor_shell) - smakowite! Chodzily za mna od Hanoi, w koncu udalo sie sprobowac ;)


Jutro z rana ruszamy zwiedzac Tunele Viet Congu - Cu Chi.
Dzisiaj spacer po Dong Khoi, ktorej miasto zawdziecza przydomek Paryz Wschodu - Poczta Glowna, Katedra Notre Dame, Plac Son: hotel Continental, hotel Caravelle, teatr Miejski; Hotel Majestic, Hotel Rex (z garden patio na dachu, z ktorego ogladalismy panorame Srodmiescia) oraz Restauracja Nam An Maxima, gdzie 4 swieze sajgonki kosztuja bagatela 120tys VDN (my normalnie placimy jakies 20/40tys VND za 5-10 sztuk).
Palac Ponownego Zjednoczenia, gdzie w '75 czolg rozbil brame glowna i tym samym zakonczyl istnienie poludniowowietnamskiego panstwa, zobaczylismy od srodka. Najciekawsze podziemie - betonowe korytarze ze sprzetem elektroniczym, mapami i jasnozielonymi telefonami.
W drodze powrotnej w rejony naszej dzielnicy Phan Ngu Lao wstapilismy do Hali targowej Ben Thanh - podobno mozna tu kupic ciekawe pamiatki. My nie skorzystalismy bo hala ewidentnie nastawiona jest na turystow a ceny poczatkowe byly zabojcze dla naszych portfeli (koniec wyjazdu!). Mozna sie targowac - dziala sposob 'na opuszczenie stoiska' (cena spada nawet o 50%).
Po popoludniowej drzemce, klimatyzowana taxi na pojechalismy na drugi koniec miasta zobaczyc buddyjska swiatynie Giac Lam - najstarsza w miescie. Rzeczywiscie ciekawa w srodku - pelna drewnianych kolumn, figur, sentencji, zdjec zmarlych - nie uzasadniala jednak wydatku 200tys VND na transport (w obie strony). Dla porownania 5godzinna jazda autobusem do Can Tho kosztowala nas 160tys VND ;)
Dla pokrzepienia serc udalismy sie w drodze powrotnej do ... KFC ;)
Zwiedzanie miasta zamknela sesja w przydroznej kantynie piwnej - Bia Hoi jasne, lekkie, smaczne ;) w sumie wyszlo 30 kufli na 4 osoby ;) za cale 24zl! Zeby uprzedzic wszelkie insynuacje - nie jestesmy pijani ;)
Do tego na zab 'muszelki',m.in. razor shell (http://en.wikipedia.org/wiki/Razor_shell) - smakowite! Chodzily za mna od Hanoi, w koncu udalo sie sprobowac ;)
Jutro z rana ruszamy zwiedzac Tunele Viet Congu - Cu Chi.
��
08:03 |
Posted in
Can Tho,
Delta Mekongu
Pobudka o 04:00 rano (zaczynamy sie przyzwyczjac do zrywania sie o swicie), taxi do ichniego PKSu i 5 godzin autobusem by dostac sie do serca Delty Mekongu - Can Tho.
Tam przejela nas Ms. Ha nasza przewodniczka po delcie (z polecenia spotkanych wczesniej Brytyjczykow).
Plan to 4 godziny plywania po Mekongu i jego mniejszych odnogach - kanalach pierwszego dnia, drugiego zas ok 6 godzin po Mekongu, odwiedzenie dwoch floating marketow i na koniec splyw mniejszymi kanalami.
Jako przewodnik poplynela z nami kuzynka Ha - mloda 23 letnia studiujaca pedagogike Wietnamka.

W pierwszy dzien odwiedzilismy jeszcze rodzinna fabryke cegiel i niczym malpki 'poskakalismy' po tzw monkey bridge ;)

Drugiego dnia ponownie pobudka z rana (ok 05:00) by na czas zdazyc na plywajace markety. Pierwszy z nich ten wiekszy ogladalismy nieco z boku, w drugi - mniejszy moglismy wplynac i pozagladac w zawartosc lodzi - glownie warzywa i owoce. Skusilismy sie na arbuza, zjedlismy ananasa i banany. Ja skusilam sie na slodki wietnamski przysmak - cos przypominajace w smaku nasze 'oponki' smazone na glebokim oleju - smaczne! chociaz to tylko moje zdanie ;) reszta pewnie zaprzeczy.



Udalo nam sie tez zobaczyc z bliska rodzinna fabryke makaronu/papieru ryzowego.

Splyw to ciekawe doswiedczenie - mila odmiana po klasycznym zwiedzaniu miasta i mozna byc nieco blizej tutejszych ludzi - domy na palach stojace w wodzie i zycie toczace sie wokol nich.
Ps. Myslalam, ze nasze kulinarne przygody dobiegly konca, ale w Can Tho na talerzu wyladowal smazony w cebulce waz. Nieco gumiaste mieso, ok, ale bez WOW ;)
Tam przejela nas Ms. Ha nasza przewodniczka po delcie (z polecenia spotkanych wczesniej Brytyjczykow).
Plan to 4 godziny plywania po Mekongu i jego mniejszych odnogach - kanalach pierwszego dnia, drugiego zas ok 6 godzin po Mekongu, odwiedzenie dwoch floating marketow i na koniec splyw mniejszymi kanalami.
Jako przewodnik poplynela z nami kuzynka Ha - mloda 23 letnia studiujaca pedagogike Wietnamka.
W pierwszy dzien odwiedzilismy jeszcze rodzinna fabryke cegiel i niczym malpki 'poskakalismy' po tzw monkey bridge ;)
Drugiego dnia ponownie pobudka z rana (ok 05:00) by na czas zdazyc na plywajace markety. Pierwszy z nich ten wiekszy ogladalismy nieco z boku, w drugi - mniejszy moglismy wplynac i pozagladac w zawartosc lodzi - glownie warzywa i owoce. Skusilismy sie na arbuza, zjedlismy ananasa i banany. Ja skusilam sie na slodki wietnamski przysmak - cos przypominajace w smaku nasze 'oponki' smazone na glebokim oleju - smaczne! chociaz to tylko moje zdanie ;) reszta pewnie zaprzeczy.
Udalo nam sie tez zobaczyc z bliska rodzinna fabryke makaronu/papieru ryzowego.
Splyw to ciekawe doswiedczenie - mila odmiana po klasycznym zwiedzaniu miasta i mozna byc nieco blizej tutejszych ludzi - domy na palach stojace w wodzie i zycie toczace sie wokol nich.
Ps. Myslalam, ze nasze kulinarne przygody dobiegly konca, ale w Can Tho na talerzu wyladowal smazony w cebulce waz. Nieco gumiaste mieso, ok, ale bez WOW ;)
��
16:28 |
Posted in
Sajgon
Rzadko zdarza sie by nazwa miasta tak adekwatnie oddawala jego charakter.
Sajgon w przeciwienstwie do Hanoi jest x-razy bardziej zatloczony, halasliwy i przede wszystkim upalny. Wielkomiejski bez charakterystycznej dla Hanoi specyficznej intymnosci.
Zgodnie z planem mielismy do niego przybyc (z Dalat) ok 06:00 rano - w sam raz zeby znalezc hotel i nieco odpoczac. Kierowca autobusy nadrobil jednak drogi i w miescie bylismy 2 godziny wczesniej (szalenczej jazdy autobusem wole nie pamietac). Sajgon o czwartej rano to jednak wciaz zywe miasto - zjedlismy tosty i pijac cole przeczekalismy do szostej po czym znalezlismy pierwszy lepszy hotel (byleby bylo czysto).
Spacer ulicami miasta - Dystrykt 1y potem 5ty - chinska dzielnica i zmeczeni zarem z nieba zapadlismy w popoludniowa drzemke (w hotelu oczywiscie).
Wieczorem szalenczy maraton przez miasto w poszukiwaniu knajpy indyjskiej - ostatecznie udalo sie i wytwornie w mniej wytwornych szatach zjedlismy posilek ;)
Piwko tradycyjnie tuz obok ruchliwego skrzyzowania coby lepiej obserwowac dziejacy sie tu spektakl miejski. Pare fotek ponizej.






KACU WARUNG EDIT:
Od Sajgonu dostalem piescia prosto w prawe oko i to od samego poczatku. Ok 4:30am jest tutaj pewnie okolo 30 stopni, poszlismy z Klim Pao szukac hotelu i po chwili na ogonie mielismy motorek z dwoma azjatyckimi "kobietami lekkich obyczajow", ktore w skrocie mowiac byly NACHALNE ;) pozniej trafilismy do hotelu, w ktorym mielismy wrazenie, ze recepcjonistka musiala miec blizszy kontakt z narkotykami. W koncu jak zaczelo sie przejasniac znalezlismy w miare normalne lokum. Wczoraj w Dalat rozwalily mi sie japonki, specjalnie pod tym wzgledem wybralismy kierunek zwiedzania - chinska dzielnica. Po 30min w gorskich butach (nie jest w nich zimno przy -10 stopniach mrozu w Polsce) odplywalem. Kupilem pierwsze lepsze japonki, ktore....po 45min rozwalily sie, ale...zdazyly obetrzec mi nogi ;) W chinskim markecie bylo okolo miliona par japonek - najwiekszy rozmiar? 42 ;)
W pewnym momencie oczy zaczely mi sie juz pocic - byl to jasny sygnal - trzeba isc do hotelu sie przespac...Po drzemce bylo juz znacznie lepiej, choc mnie osobiscie Saigon meczy i wysysa wszelka energie...
Jakby pomnozyc przez 10 000 ruch na skrzyzowaniu Hallera z Powstancow Slaskich we Wroclawiu i wylaczyc wszystkie swiatla otrzymaloby sie to co tutaj jest na kazdym skrzyzowaniu od 7 do 22...
Jutro ruszamy na podboj Delty Mekongu - ostatni przystanek w Wietnamie.
Odetchniemy troche od Sajgonu by dzielnie stawiac mu czola przez ostanie dwa dni pobytu.
Sajgon w przeciwienstwie do Hanoi jest x-razy bardziej zatloczony, halasliwy i przede wszystkim upalny. Wielkomiejski bez charakterystycznej dla Hanoi specyficznej intymnosci.
Zgodnie z planem mielismy do niego przybyc (z Dalat) ok 06:00 rano - w sam raz zeby znalezc hotel i nieco odpoczac. Kierowca autobusy nadrobil jednak drogi i w miescie bylismy 2 godziny wczesniej (szalenczej jazdy autobusem wole nie pamietac). Sajgon o czwartej rano to jednak wciaz zywe miasto - zjedlismy tosty i pijac cole przeczekalismy do szostej po czym znalezlismy pierwszy lepszy hotel (byleby bylo czysto).
Spacer ulicami miasta - Dystrykt 1y potem 5ty - chinska dzielnica i zmeczeni zarem z nieba zapadlismy w popoludniowa drzemke (w hotelu oczywiscie).
Wieczorem szalenczy maraton przez miasto w poszukiwaniu knajpy indyjskiej - ostatecznie udalo sie i wytwornie w mniej wytwornych szatach zjedlismy posilek ;)
Piwko tradycyjnie tuz obok ruchliwego skrzyzowania coby lepiej obserwowac dziejacy sie tu spektakl miejski. Pare fotek ponizej.
KACU WARUNG EDIT:
Od Sajgonu dostalem piescia prosto w prawe oko i to od samego poczatku. Ok 4:30am jest tutaj pewnie okolo 30 stopni, poszlismy z Klim Pao szukac hotelu i po chwili na ogonie mielismy motorek z dwoma azjatyckimi "kobietami lekkich obyczajow", ktore w skrocie mowiac byly NACHALNE ;) pozniej trafilismy do hotelu, w ktorym mielismy wrazenie, ze recepcjonistka musiala miec blizszy kontakt z narkotykami. W koncu jak zaczelo sie przejasniac znalezlismy w miare normalne lokum. Wczoraj w Dalat rozwalily mi sie japonki, specjalnie pod tym wzgledem wybralismy kierunek zwiedzania - chinska dzielnica. Po 30min w gorskich butach (nie jest w nich zimno przy -10 stopniach mrozu w Polsce) odplywalem. Kupilem pierwsze lepsze japonki, ktore....po 45min rozwalily sie, ale...zdazyly obetrzec mi nogi ;) W chinskim markecie bylo okolo miliona par japonek - najwiekszy rozmiar? 42 ;)
W pewnym momencie oczy zaczely mi sie juz pocic - byl to jasny sygnal - trzeba isc do hotelu sie przespac...Po drzemce bylo juz znacznie lepiej, choc mnie osobiscie Saigon meczy i wysysa wszelka energie...
Jakby pomnozyc przez 10 000 ruch na skrzyzowaniu Hallera z Powstancow Slaskich we Wroclawiu i wylaczyc wszystkie swiatla otrzymaloby sie to co tutaj jest na kazdym skrzyzowaniu od 7 do 22...
Jutro ruszamy na podboj Delty Mekongu - ostatni przystanek w Wietnamie.
Odetchniemy troche od Sajgonu by dzielnie stawiac mu czola przez ostanie dwa dni pobytu.
��
12:28 |
Posted in
Crazy House,
Dalat
W poniedzialkowy poranek korzystalismy jeszcze z dobrodziejstw naszego lokum - basen i lezaki ;)
Juz o 13:00 siedzielismy w busie do Dalat. Najpierw bardzo dziurawa pseudo-droga przez plantacje dragon fruita, potem coraz wyzej i wyzej kreta droga (nie dla cierpiacych na chorobe lokomocyjna!) opuscilismy piaszczysty krajobraz Mui Ne i wjechalismy w gory. Piekne widoki doprowadzily nas do Dalat (ok 17:00) i .... probuje znalesc jakies pozytywne slowa na okreslenie tego miejsca.
Nie przychodzi to latwo... moze tak: francuskie wille tak rozne od tych wietnamskich, ktore dotychczas widzielismy. Albo: piekna przyroda, lasy, pagorki, gory, wsrod ktorych polozona jest miejscowosc.
I to chyba tyle. Wiecej naprawde sie nie da! Apogeum kiczu i tandety pomieszanej z malo-miasteczkowoscia.
Wynajelismy motory i postanowilismy pozwiedzac okolice. Widzielismy pagode Linh Son oraz dwa wodospady: Datanla i Prenn. Ten pierwszy zdecydowanie ciekawszy. Oczywiscie Crazy House - obowiazkowy punkt w Dalat. Potem Cable Car (niczym w Alpach Francuskich) poszybowalismy nad okolicznymi lasami by na koncu kolejki wstapic do klasztoru zen.



Moze i brzmi ciekawie, ale spokojnie mozna ten punkt wykreslic z mapy zwiedzania Wietnamu. Dlatego tez juz wieczorem wyjezdzamy na spotkanie z Sajgonem!
Ps. Najpierw jednak konsumpcja pieczonej kaczki (na specjalne zamowienie u Anh).
W tym miescie, gdzie nawet przyzwoita knajpe trudno znalezc polecamy stolowanie sie w Tu Anh's Peace Cafe - Bar 58 - smaczny kurczak w morelach i szarlotka z lodami ;)
Dopisek (31/03): bylo smacznie ;-)
Juz o 13:00 siedzielismy w busie do Dalat. Najpierw bardzo dziurawa pseudo-droga przez plantacje dragon fruita, potem coraz wyzej i wyzej kreta droga (nie dla cierpiacych na chorobe lokomocyjna!) opuscilismy piaszczysty krajobraz Mui Ne i wjechalismy w gory. Piekne widoki doprowadzily nas do Dalat (ok 17:00) i .... probuje znalesc jakies pozytywne slowa na okreslenie tego miejsca.
Nie przychodzi to latwo... moze tak: francuskie wille tak rozne od tych wietnamskich, ktore dotychczas widzielismy. Albo: piekna przyroda, lasy, pagorki, gory, wsrod ktorych polozona jest miejscowosc.
I to chyba tyle. Wiecej naprawde sie nie da! Apogeum kiczu i tandety pomieszanej z malo-miasteczkowoscia.
Wynajelismy motory i postanowilismy pozwiedzac okolice. Widzielismy pagode Linh Son oraz dwa wodospady: Datanla i Prenn. Ten pierwszy zdecydowanie ciekawszy. Oczywiscie Crazy House - obowiazkowy punkt w Dalat. Potem Cable Car (niczym w Alpach Francuskich) poszybowalismy nad okolicznymi lasami by na koncu kolejki wstapic do klasztoru zen.
Moze i brzmi ciekawie, ale spokojnie mozna ten punkt wykreslic z mapy zwiedzania Wietnamu. Dlatego tez juz wieczorem wyjezdzamy na spotkanie z Sajgonem!
Ps. Najpierw jednak konsumpcja pieczonej kaczki (na specjalne zamowienie u Anh).
W tym miescie, gdzie nawet przyzwoita knajpe trudno znalezc polecamy stolowanie sie w Tu Anh's Peace Cafe - Bar 58 - smaczny kurczak w morelach i szarlotka z lodami ;)
Dopisek (31/03): bylo smacznie ;-)
��
Etykietki
Hanoi
(6)
Wietnam
(4)
Hoi An
(3)
Hue
(3)
Sajgon
(3)
Sapa
(3)
jedzenie
(3)
pociagi w Wietnamie
(3)
sajgonki
(3)
Gong Pa
(2)
Klim Pao
(2)
Kuala Lumpur
(2)
Mui Ne
(2)
krawiec w Wietnamie
(2)
Air Asia
(1)
Berlin
(1)
Can Tho
(1)
Chinska Plaza
(1)
Crazy House
(1)
Cytadela
(1)
Dalat
(1)
Danang
(1)
Dao
(1)
Delta Mekongu
(1)
Doha
(1)
Dong Khoi
(1)
Droga Mandarynow
(1)
Fairy stream
(1)
Gory Marmurowe
(1)
Ha Long Bay
(1)
Hameed
(1)
Hmong
(1)
Ho Chi Minh
(1)
Kacu Warung
(1)
Kejsper
(1)
Klimak
(1)
Kulara Lumpur
(1)
Lao Cai
(1)
Lao Chai
(1)
Malezja
(1)
Marguerite Junk
(1)
Minh Mang Tomb
(1)
My Son
(1)
Old Quarter
(1)
Pagoda Giac Lam
(1)
Palac Ponownego Zjednoczenia
(1)
Pasar Seni
(1)
Perfume Pagoda
(1)
Petronas Tower
(1)
Qatar Airways
(1)
Radio Wroclove
(1)
Red Sail
(1)
Shon Dao
(1)
Silver Waterfall
(1)
Sinh Cafe
(1)
Swiatynia Literatury
(1)
Sztanderka
(1)
Ta phin
(1)
Thien Mu Pagoda
(1)
Tu Duc Tomb
(1)
Tunele Cu Chi
(1)
Whisky
(1)
alkohol
(1)
biale wydmy
(1)
gonki
(1)
konkurs
(1)
motory
(1)
motory w Wietnamie
(1)
przygotowania
(1)
relacja z podrozy
(1)
smazone zaby
(1)
trekking gorski
(1)
wakacje w Wietnamie
(1)
whiskey
(1)
wiza do Wietnamu
(1)
zolte wydmy
(1)
zwyczaje
(1)