16:28 | Posted in
Rzadko zdarza sie by nazwa miasta tak adekwatnie oddawala jego charakter.

Sajgon w przeciwienstwie do Hanoi jest x-razy bardziej zatloczony, halasliwy i przede wszystkim upalny. Wielkomiejski bez charakterystycznej dla Hanoi specyficznej intymnosci.

Zgodnie z planem mielismy do niego przybyc (z Dalat) ok 06:00 rano - w sam raz zeby znalezc hotel i nieco odpoczac. Kierowca autobusy nadrobil jednak drogi i w miescie bylismy 2 godziny wczesniej (szalenczej jazdy autobusem wole nie pamietac). Sajgon o czwartej rano to jednak wciaz zywe miasto - zjedlismy tosty i pijac cole przeczekalismy do szostej po czym znalezlismy pierwszy lepszy hotel (byleby bylo czysto).

Spacer ulicami miasta - Dystrykt 1y potem 5ty - chinska dzielnica i zmeczeni zarem z nieba zapadlismy w popoludniowa drzemke (w hotelu oczywiscie).

Wieczorem szalenczy maraton przez miasto w poszukiwaniu knajpy indyjskiej - ostatecznie udalo sie i wytwornie w mniej wytwornych szatach zjedlismy posilek ;)

Piwko tradycyjnie tuz obok ruchliwego skrzyzowania coby lepiej obserwowac dziejacy sie tu spektakl miejski. Pare fotek ponizej.













KACU WARUNG EDIT:

Od Sajgonu dostalem piescia prosto w prawe oko i to od samego poczatku. Ok 4:30am jest tutaj pewnie okolo 30 stopni, poszlismy z Klim Pao szukac hotelu i po chwili na ogonie mielismy motorek z dwoma azjatyckimi "kobietami lekkich obyczajow", ktore w skrocie mowiac byly NACHALNE ;) pozniej trafilismy do hotelu, w ktorym mielismy wrazenie, ze recepcjonistka musiala miec blizszy kontakt z narkotykami. W koncu jak zaczelo sie przejasniac znalezlismy w miare normalne lokum. Wczoraj w Dalat rozwalily mi sie japonki, specjalnie pod tym wzgledem wybralismy kierunek zwiedzania - chinska dzielnica. Po 30min w gorskich butach (nie jest w nich zimno przy -10 stopniach mrozu w Polsce) odplywalem. Kupilem pierwsze lepsze japonki, ktore....po 45min rozwalily sie, ale...zdazyly obetrzec mi nogi ;) W chinskim markecie bylo okolo miliona par japonek - najwiekszy rozmiar? 42 ;)

W pewnym momencie oczy zaczely mi sie juz pocic - byl to jasny sygnal - trzeba isc do hotelu sie przespac...Po drzemce bylo juz znacznie lepiej, choc mnie osobiscie Saigon meczy i wysysa wszelka energie...

Jakby pomnozyc przez 10 000 ruch na skrzyzowaniu Hallera z Powstancow Slaskich we Wroclawiu i wylaczyc wszystkie swiatla otrzymaloby sie to co tutaj jest na kazdym skrzyzowaniu od 7 do 22...

Jutro ruszamy na podboj Delty Mekongu - ostatni przystanek w Wietnamie.
Odetchniemy troche od Sajgonu by dzielnie stawiac mu czola przez ostanie dwa dni pobytu.
Category:
��
12:28 | Posted in ,
W poniedzialkowy poranek korzystalismy jeszcze z dobrodziejstw naszego lokum - basen i lezaki ;)

Juz o 13:00 siedzielismy w busie do Dalat. Najpierw bardzo dziurawa pseudo-droga przez plantacje dragon fruita, potem coraz wyzej i wyzej kreta droga (nie dla cierpiacych na chorobe lokomocyjna!) opuscilismy piaszczysty krajobraz Mui Ne i wjechalismy w gory. Piekne widoki doprowadzily nas do Dalat (ok 17:00) i .... probuje znalesc jakies pozytywne slowa na okreslenie tego miejsca.

Nie przychodzi to latwo... moze tak: francuskie wille tak rozne od tych wietnamskich, ktore dotychczas widzielismy. Albo: piekna przyroda, lasy, pagorki, gory, wsrod ktorych polozona jest miejscowosc.

I to chyba tyle. Wiecej naprawde sie nie da! Apogeum kiczu i tandety pomieszanej z malo-miasteczkowoscia.

Wynajelismy motory i postanowilismy pozwiedzac okolice. Widzielismy pagode Linh Son oraz dwa wodospady: Datanla i Prenn. Ten pierwszy zdecydowanie ciekawszy. Oczywiscie Crazy House - obowiazkowy punkt w Dalat. Potem Cable Car (niczym w Alpach Francuskich) poszybowalismy nad okolicznymi lasami by na koncu kolejki wstapic do klasztoru zen.







Moze i brzmi ciekawie, ale spokojnie mozna ten punkt wykreslic z mapy zwiedzania Wietnamu. Dlatego tez juz wieczorem wyjezdzamy na spotkanie z Sajgonem!

Ps. Najpierw jednak konsumpcja pieczonej kaczki (na specjalne zamowienie u Anh).
W tym miescie, gdzie nawet przyzwoita knajpe trudno znalezc polecamy stolowanie sie w Tu Anh's Peace Cafe - Bar 58 - smaczny kurczak w morelach i szarlotka z lodami ;)
Dopisek (31/03): bylo smacznie ;-)
Category: ,
��
Mui Ne to rozkosz dla podniebienia - swieze ryby i pyszne owoce morza na kazdym kroku!

Oczywiscie sprobowalismy ;)

W pierwszy dzien na stol wjechaly 4 ryby w tym grilowany rekin + przegrzebki (pycha!).
Drugiego dnia dwie ryby w tym snapper + dwie porcje przegrzebek + gigantyczne krewetki oraz grilowany krab na deser. Trudno bylo przestac jesc ;)








W zasadzie podczas 2.5 dnia pobytu w tym mniejscu albo jedlismy albo plywalismy albo lezelismy na lezakach. 100% bumelowania.

Drugiego dnia zeby sie troche poruszac wyruszylismy jeepem na zwiedzanie okolicy - uroczo polozony Fairy Stream i spacer srodkiem czerwonego strumienia w przepieknych okolicznosciach przyrody oraz mozolne wdrapywanie sie na biale i zolte wydmy.





BTW zjezdzanie na wydmach na pozyczonych (10tys VND) od tutejszych dzieci kawalkach plastiku to sciema! Nie dziala albo nasi chlopcy byli za duzi;)

Mui Ne to mekka turystow rosyjskich - obok wietnamskich, rosyjskie napisy i lokalne 'fabryki' sosu rybnego.
09:55 | Posted in
Po dwoch dnia bez bazy noclegowej, dwoch nocach w autobusie (razem 16 godzin) z nieklamanym zadowoleniem przywitalismy nasz 'dom' w Mui Ne!

Ewie i Krzysztofowi poznanym w Hoi An dziekujemy za podpowiedz ;) i zyczymy udanego rejsu po Halong Bay!

Niech zdjecia przemowia ;-D







Category:
��
09:54 | Posted in
Na temat jazdy autobusem w nocy - zero slow, jedno zdjecie:



W Nha Trang wyladowalismy ok 6:30 rano, zmasakrowani podroza szybko znalezlismy knajpe w ktorej zjedlismy sniadanie i przebralismy sie (+ mycie zabkow ;) ).

Kolo 9am bylismy juz na lodzi razem z 25-30 osobami, co nas bardzo zdziwilo obcokrajowcy stanowili naprawde niewielki procent podroznych.

Cala wycieczka okazala sie naprawde przyjemna - najpierw wizyta w akwarium na wyspie Hon Mieu. Zolwie, rekiny, olbrzymie snappery (nie znamy polskiej nazwy) - czyli wszystko co mamy w nastepnych dniach jesc ;)



Pozniej poplynelismy w zatoke pomiedzy dwiema wyspami (przy Hon Mun) gdzie mielismy 1,5h na snorkeling - nie bylo to jakies niesamowite snorklowanie, ale na pewno nie bylo tez jakos slabo. Sporo ryb, rafa koralowa w dosc dobrym stanie (lepszym niz przy Gili Islands).

Odplynelismy od brzegu i zostalismy poczestowani nienajgorszym lunchem - owoce morza, warzywa, ryz, zupy, itd. Tutaj popisal sie niesamowitym wyczuciem pan narodowosci izraelskiej, ktory prawdopodobnie myslal, ze jedzenie przeznaczone dla 30 osob jest tylko dla niego. W sumie nie mamy pewnosci czy to jest czlowiek czy "wieprzowina" choc widzielismy juz go kilka razy (w knajpie w Nha Trang i na ulicy w Mui Ne). Jak chcemy sie zniechecic do jedzenia to przypominamy sobie ryz na jego twarzy ;). Na szczescie cala wycieczke lgnal do nas wszystkich Maly Chinski Chlopiec - nie straszni mu byli Duzi Biali Ludzie ;)



Nastepnie ekipa naszych "opiekunow" popisala sie wokalnie spiewajac przerozne hity z lat 80-tych z muzyka na zywo! Z Klim Pao zareagowalismy na to szybkim skokiem do oceanu ;)

Dalszym punktem programu bylo "happy hour" czyli darmowe wietnamskie wino na floating barze, darmowa (glosna) muzyka, darmowy taniec, ogolnie super zabawa :))) skorzystalismy jedynie z wietnamskiego wina ;)



Niestety cala sielanke zepsula pogoda - zaczelo padac, mocno wial wiatr i nawet troche zimno sie zrobilo.

W planach byly jeszcze godzina na wyspie Hon Mot. Usiedlismy pod parasolka zrobiona z lisci palmy kokosowej i lekko przykimalismy :)

Szybki powrot na lad, zjedlismy nasza pierwsza swieza rybe (snappery) i powoli stawalismy sie coraz bardziej zmeczeni.

Starczylo jeszcze sil na odwiedzenie Po Nagar Towers. Kolejne budowle zostawione w spadku Wietnaczykom przez Czamow.

Ponizej zdjecie portu w Nha Trang z Po Nagar Towers.



Pozniej wbitka do autobusu i skonczylismy nasz dzien jadac na poludnie w strone Mui Ne. Po 5 godzinach obudzil nas kierowca. Wczesniej mielismy zarezerwowane noclegi w hotelu Thai Hoa Resort, ale o tym juz w nastepnym poscie :)
Category:
��
12:36 | Posted in , , ,
Dzisiaj zaczelismy maraton backpackerski ;) - opuszczenie hotelu o 08:00 rano i od tej pory wciaz w drodze, za nami 11 godzin w busie z lezankami i kilka godzin na morzu. Ale po kolei.

Czwartek rano zgodnie z zapowiedzia wybralismy sie na zwiedzanie My Son (czyt. Mi San). Miejsce chociaz malowniczo polozone okazalo sie naprawde miniaturka podobnych obiektow w Kambodzy czy Indonezji.
To swiete miejsce starozytnej Azjii Poludniowo-Wschodniej, zbudowane z cegly bylo centrum swiata Czamow (1,5tys lat temu). Niestety nie oparlo sie bombardowaniu w '69 i uplywowi czasu. Wciaz jest urokliwe, ale wymaga uruchomienia duzych pokladow wyobrazni ;)

Ok 13:00 bylismy z powrotem w Hoi An w sam raz na czas by zdazyc na pierwsze przymiarki ;) Okazalo sie, ze nasze - dziewczece - wdzianka pasuja perfekcyjnie i zadne poprawki nie sa wymagane! Te dla naszych Mezczyzn wymagaly jedynie kosmetycznych zmian. Jednym slowem pelny sukces ;)

Potem zostalo juz tylko rozkoszowanie sie urokiem miasta, spacery, robienie zdjec, smaczny obiad w przemilej knajpce - Red Sail (polecamy!) i lekcja gotowania (sajgonki, ryba zawijana w lisciu bananowca itd) - Klim Pao & Gong Pa polecaja ;)



My zas polecamy 'white rose' specjalnosc Hoi An oraz grilowane krewetki!





Wyjazd z Hoi An 19:00 dlugo wyczekiwany - z czystej ciekawosci jak sie podrozuje po Wietnamie autobusem dla odmiany. Niestety zdecydowanie polecamy kuszetki w pociagach! Mysle, ze wiecej na ten temat bedzie mogl napisac Kacper...
15:27 | Posted in ,
Dotarlismy do Hoi An ok 14:00, szybki obiad bo padalismy z glodu i ruszylismy na rekonesans. Miasto slynie z licznych zakladow krawieckich i nie da sie tego nie zauwazyc ;) na kazdym kroku wzrok przyciagaja kiecki, sukienki, spodnie itd a nawet na zamowienie robione buty wszelkiej masci ;). Wystarczy dac sie obmierzyc i juz nastepnego dnia fatalaszki sa gotowe.

Czy mozna bylo z tego nie skorzystac ;)? Dalismy sie zmierzyc od stop do glow wlaczajac mezczyzn i jutro odbieramy efekty dzisiejszych przymiarek ;)



Spacer po starym miescie - przypomina nam klimatem Ubud (Indonezja) - czysta przyjemnosc!! Waskie uliczki, urocza architektura w dobrym stanie, dziesiatki sklepow/zakladow krawieckich i wszechobecne chinskie lampiony!





Mnostwo klimatycznych restauracji, knajpek, barow. Chcialoby sie w kazdej zatrzymac choc na chwile. My najpierw klasycznie zjedlismy sajgonki ;) i tutejsza zupe 'wonton' w Hai Cafe a potem rybke i krewetki curry w Cafe 96. Kulinarnie niezle mozna sie tutaj rozhulac ;)



Gong Pa i Klim Pao pobiora jutro poznym popoludniem lekcje gotowania ;) - zdamy relacje.

Wszyscy zas z samego rana wybieramy sie jutro na zwiedzanie My Son - malego Angkor Wat. Potem pare godzin na spacer to Hoi An i juz o 19:00 bedziemy w drodze do Nha Trang.
��
Miedzy Hue a Danang lezy legendarna Droga Mandarynow, ktora postanowilismy pokonac nie pociagiem, nie autobusem a prywatnym vanem. Dzien wczesniej umowilismy sie na taka podroz w Cafe On Thu Wheels. Dawalo nam to mozliwosc zatrzymywania sie w kilku ciekawych miejscach.

Wycieczke rozpoczelismy od kapieli w wodospadzie na terenie parku narodowego Bach Ma (cudowne uczucie w 30-stopniowym upale!). Pozniej nasza droga wiodla przelecza Phu Gia ku lagunie Lap An otoczona pieknymi gorami i jeziorami. W oddali zobaczylismy plaze Lang Co - podobno najladniejsza plaza w Wietnamie.



Nastepnie zamiast wjezdzac w tunel (dlugosc 7km) ruszylismy ku przeleczy Hai Van, gdzie na wysokosci 496mnpm znajduja sie stare francuskie porty. Piekny widok, okropny upal, kilka zdjec i juz kierowalismy sie do Danang.



W Danang zajechalismy na stacje kolejowa gdzie spotkal nas wielki zawod - biletow na 26 marca w pociagach nie ma (tylko siedzace - drewniane lawki + 11h podrozy = nie dziekuje). Postanowilismy poszukac autobusu w Hoi An.

Przed Hoi An zanurzylismy nasze obolale stopy w piaskach Chinskiej Plazy (bardzo ladna!) i uderzylismy na Gory Marmurowe - 5 wapiennych i marmurowych wzgorz z licznymi grotami i pagodami. Kolejne 150 schodow, godzinka szwedania sie i po godzinie jazdy vanem dotarlismy do celu.



Za namowa poznanego w Hanoi Niemca (spotkalismy go wczoraj znowu w Hue!!) dzisiaj nocujemy w Grassland Hotel - sniadanie, basen i najladniejsze pokoje z calej wyprawy!
Znowu razem ;) Bez problemow chociaz zmeczeni (jazda pociagiem w dzien) dotarli do nas pozna noca...
Kiedy nadrabiali zaleglosci w zwiedzaniu Hue (Cytadela) my obmyslalismy plany na kolejne dni siedzac w naszym Hue'wskim 'grajdolku' ;) Bo hotel Phong Nha polozony jest w waskiej uliczce, w ktorej znalezc mozna wszystko co turyscie do szczescia potrzebne: niejedno lokum, internet, pralnie, liczne jadlodajnie (np tania Cafe On Thu Wheels czy indyjska tuz na rogu z wysmienitymi chlebkami naan i roti), motory/ rowery do wynajecia.



Motory na dzisiejszy dzien wypozyczylismy wlasnie tutaj w GEM's CAFE. Ok 13:00 motory z automatyczna skrzynia biegow kosztowaly nas $4 kazdy. Ruszylismy w droge na spotkanie z tutejszymi pagodami i grobowcami.

Na zwiedzanie nalezy przeznaczyc sporo czasu bo grobowce cesarzy z dynastii Nguyenow to w rzeczywistosci zespoly swiatynne wokol samego grobowca. Otoczone palacami, pawilonami, dziedzincami, bramami, sadzawkami, jeziorami i ogrodami.

My wybralismy Thien Mu Pagode (Heavenly Lady Pagoda) ok 4km od Centrum Hue. Jeden z najstarszych i najpiekniejszych budynkow religijnych w Hue a podobno nawet i Wietnamie.



Potem kolejne 5km by zobaczyc grobowiec Cesarza Tu Duc (1848-1883). Z ciekawostek dodamy, ze mial 104 zony, niezliczona ilosc kochanek i niestety nie doczekal sie ani jednego potomka. Zmarl na ospe. Warte zobaczenia.



I w koncu zdecydowanie najpiekniejszy naszym zdaniem Grobowiec - cesarza Minh Mang (1820-1841) polozony miedzy dwoma jeziorami (12km od Hue). Najtrudniej bylo do niego dotrzec (Mapa Hue nie jest zbyt precezyjna), ale bylo warto nieco pokluczyc by go zobaczyc!



Okolice Hue bogate sa w liczne pagody i grobowce warto wiec zarezerwowac sobie troche wiecej czasu na ich odwiedzenie bo stanowia duza wieksza atrakcje niz samo miasto. To duze kompleksy palacowo-ogrodowe. Najlatwiej do nich dotrzec wlasnie na motorach...

Kacu update:
Wynajecie motoru przebieglo bardzo dziwnie - najpierw w 2 miejscach chcieli od nas po 10$ za motor, pozniej nie bylo motorow z automatyczna skrzynia biegow (dla mnie podstawa) a pozniej umowieni na 5$ od motoru Pani wziela od nas 4$ od motoru. Sam wyjazd z miasta przebiegl nam bardzo sprawnie, lekkawo tylko sie zgubilismy, pozniej przejazdy pomiedzy polami ryzowymi tworzyly niesamowity klimat off roadu ;) na sam koniec wbilismy do trzeciego najwiekszego miasta w Wietnamie w godzinach szczytu...co za emocje :) oooooolbrzymie rondo i morze motorow - nasze zadanie trabic, trabic i jechac do przodu. Jedyna wazna rzecz to dojechac do celu i to nam sie udalo :) Z pewnoscia jazda na motorze daje nam duzo frajdy. Na sam koniec starlismy tone kurzu z twarzy i napilismy sie pysznego piwa. To byl udany dzien!

Kacu update 2:
Szon Dao ciezko pracuje nad strona Informacje praktyczne - polecam! Ceny, czasy przejazdow, wszystko co potrzebne by przetrwac w Wietnamie!

Kacu update 3:
Po prawej stronie zliczamy wszelkie zjedzone sajgonki. Chcemy w 3 tygodnie zjesc 500 "spring rolli" czyli okolo 25metrow sajgonek! Trzymajcie kciuki!
13:55 | Posted in , ,
Hanoi to mieszanka wybuchowa ;) Mozna darowac sobie zwiedzanie miejscowych atrakcji i po prostu przycupnac gdzies na ruchliwym skrzyzowaniu i obserwowac a wlasciwie chlonac miasto pelna piersia!

Mozna zaczac wczesnym rankiem od gimnastyki przy dzwiekach wirtualnego intruktora plynacych z glosnikow nad jeziorem Hoan Kiem. Jesli ktos praktykuje tai chi i dla niego cos sie znajdzie. Biegacie - nic trudnego - Wietnamczycy gromadnie i z zacieciem uprawiaja poranny jogging. Zachecamy to wczesnego rozpoczecia dnia w Hanoi ;)

O poranku czulismy sie tutaj nieco jak bohaterowie Orwellowskiego "Roku 1984" ;)
W glosnikow na ulicach Starego Miasta plynie dla nas kompletnie niezrozumialy komunikat - przypomina to miejsowy radiowezel. Czyzby zyczono mieszkancom milego i pracowitego dnia? ;) Do tej pory nie udalo nam sie tego rozszyfrowac...

Ruch uliczny, o ktorym juz wspominalismy to w zasadzie domena nie tylko tego miasta. Wyprzedzanie na trzeciego, na granicy ryzyka, na tzw. czolowke to standard! Spragnieni wrazen turysci cos tu dla siebie z pewnoscia znajda. Juz samo przejscie przez ulice to nie lada wyczyn. Mysle, ze my juz te sztuke do pewnego stopnia opanowalismy ;)

To, co widac wyraznie na pierwszy rzut oka to zatarcie granicy miedzy domem (przestrzenia prywatna) a ulica (przestrzenia publiczna). Tu zycie domowe po prostu toczy sie na ulicy! Poranna kawa w towarzystwie gazety, lunch czy gotowanie obiadu nie musi zamykac sie w czterech scianach. Zdaje sie ze niemal kazdy cos na ulicy pitrasi a turysci wcale nie intruzi po prostu moga sie przysiasc.

Brak wyraznego podzialu na mode meska i damska - plastikowe klapki (wszechobecne tutaj) z takim samy powodzeniem nosza kobiety jak i mezczyzni, to samo klasyczne stozkowe kapelusze (non) czy plastikowe, rozowe koszyczki, ktore ja pamietam z czasow wczesnej mlodosci ;)
No i najgorsze - mezczyzni zapuszczaja tu paznokcie! Albo wszystkie albo tylko te u najmniejszego palca ;-/

Na podsumowanie tematu przestrzeni intymnej i mody dodam tylko, ze to co u nas kobiety zakladaja w buduarze tzw pizamki tutaj swietnie sprawdza sie na ulicach ;D

I w koncu najciekawsze - w Wietnamie zdaje sie nie istniec pojecie wlasnosci prywatnej, intelektualnej, marki czy znaku handlowego! Przyklad slynnego biura turystycznego Sinh Cafe - w momecie kiedy odnosi sukces i zaczyna zdobywac klientow (np. wzmianka o nim pojawia sie w Lonely Planet) jak grzyby po deszczu powstaja podrobki Sinh Cafe o dokladnie tej samej nazwie! Spacerujac po Hanoi bedziecie na kazdym kroku spotykac szyldy Sinh Cafe ;) Dlatego w info praktycznych wspominam adres oryginalej Sinh Cafe teraz nazywajacej sie (dla odroznienia) Sinh Tourist.
13:10 | Posted in , ,
W poniedzialkowy poranek Hue przywitalo nas upalnym sloncem i nizszymi cenami ;)

Tylko zdazylismy wysiasc z pociagu a juz mielismy na karku kilkunastu miejscowych oferujacych nocleg i transport. Czyli jak to w Azji bywa ;)

Po 11 godzinach w pociagu zbyt asertywni nie bylismy i po 10 minutach bylismy w hotelu, w ktorym postanowilismy zostac zajmujac jeden 4 osobowy pokoj. Udalo sie tez zamowic nocna taxi by odebrala naszych towarzyszy podrozy z dworca.

Na poczatek chwila wytchnienia - cos dla ciala (kapiel) i cos dla ducha (sniadanie) ;) a potem rozpoznawczy spacer po Hue. Na pierwszy rzut oka nie wyglada to okazale - wprawdzie nieco mniejszy ruch niz w Hanoi, ale jakos tak nijak. W zasadzie dopiero dotarcie w okolice Cytadeli zmienia podejscie do miasta.



Na zwiedzenie calego kompleksu trzeba zaplanowac dluuuugi spacer. W zasadzie po dawnych palacach/budynkach nie zostalo zbyt wiele, to co pozostalo jest natomiast pieczolowicie restaurowane. Polecamy szczegolnie Thai Hoa Palac i Krolewski Teatr!



Ciekawostka: Wietnamczycy wiedza jak 'tworzyc miejsca pracy'. Oto przyklad: przy wejsciu do Cytadelii kupuje sie bilet wstepu a zaledwie dwa kroki dalej te same bilety sa sprawdzane, przez osobe, na ktorej oczach chwile wczesniej odbyl sie ich zakup ;)

Jakoze skutecznie odpedzialismy sie od dosc nachalnych tu riksiarzy i wlascicieli motorow (do wynajecia) do hotelu dotarlismy wykonczeni. Po drodze zahaczylismy jeszcze o miejscowy targ (ochota na swieze owoce), ale ponownie natretne nagabywanie sprawilo, ze postanowilismy sie wycofac. Za duzo jak na jeden upalny dzien ;)

A tu jeszcze dla przykladu Hue'owskie sajgonki - nabite na trawe cytrynowa ;)
My zdecydowanie wolimy te tradycyjne ...



Teraz pijemy lokalne piwko Huda (Kacper mowi, ze przypomina Carlsberg'a) i czytamy ksiazki (tzn. Kacper czyta a ja zaraz dolacze ;))
Category: , ,
��
13:09 | Posted in , , ,
W czasie wizyty na Marguerite 'Beautiful' Junk Gong Pa postanowila lekko zaszalec i przez przypadek wyrzucila do kosza na smieci (przy Suprising Cave) wazny bilet na nasz pociag relacji Hanoi-Hue. Po wstepnym rozeznaniu nie tracilismy nadziei - nasz przewodnik podobno zadzwonil do swojego kumpla zwiazanego w jakis szczegolny sposob z koleja wietnamska i ten potwierdzil, ze istnieje mozliwosc wydrukowania duplikatu.

W Hanoi postanowilismy sie jeszcze wypytac w Sinh Tourist (stara Sinh Cafe) i tutaj juz nie dawali nam wielkich szans...

Musielismy w miare szybko dzialac - Gong Pa odzyskac bilet a ja odkupic wczesniej zgubiony przewodnik.

Poszlismy z Szon Dao na stoisko gdzie widzielismy przedruki i w tym momencie podeszli do nas Brytyjczycy, z ktorymi bylismy na wycieczce po Ha Longu. Jak sie okazalo ich ostatnim przystankiem w Wietnamie ma byc Sapa i tak naprawde nie potrzebuja juz przewodnika. Podarowali go nam w prezencie :) Z biletem nie poszlo juz tak latwo... :(

Okazalo sie, ze biletu odzyskac sie nie da - wietnamskie kasjerki okazaly sie nieublagane. Trzeba bylo kupic nowy. Nie bylo juz miejsc w pociagu o 23:00 (wczesniej planowanym) a najblizsze wolne miejsca byly w pociagu o 12 w poludnie nastepnego dnia. Na szczescie Klim Pao mogl sprzedac swoj normalny bilet (ze strata 10%) takze nie wyszlo najgorzej.

Tym oto sposobem nasza Fantastyczna Czworka musiala sie rozlaczyc (na 1 dzien :) ). Z Hue piszemy juz tylko my - Szon Dao i Kacu. Reszta dolaczy do nas okolo 1 w nocy - mamy juz dla nich miejsce do spania i przywitamy zapewne szklanica whiskacza ;)
07:00 | Posted in , ,
Po nocy spedzonej w pociagu do Hanoi przyjechalismy okolo 5 rano. Nasz wyjazd zaplanowany byl na 7:45am wiec mielismy sporo czasu. Taksowkarz jak zwykle wywiozl nas nie tam gdzie chcielismy, ale w miare szybko odnalezlismy nasze "stare" okolice.

O 6 rano przy jeziorze Hoan Kiem Wietnamczycy rozpoczynaja swoj dzien gimnastyka. Widok byl przezabawny jak panie i panowie w wieku 60-lat wyginali sie w rytm ichniej muzyki plynacej z megafonow zawieszonych na drzewach. Postalismy, popatrzylismy, posmialismy sie. Wypilismy kawe i poszlismy szukac jakiegos otwartego monopolowego ;) Jak wczesniej pisalismy znalezlismy przerazajaco tanie whisky, uzupelnilismy zapasy coca coli i bylismy gotowi do wyjazdu. Wszystko oczywiscie sie przeciagnelo, po kolei zbieralismy ponad 20 osob z hoteli. Pozniej juz jazda w warunkach bardzo niekorzystnych dla moich nog - ciasno i tlocznie, polowe drogi usypialem na ramieniu jakiegos Irlandczyka ;)



W samym Ha Longu nasza odprawa poszla nie-azjatycko sprawnie - 5min i bylismy juz na Marguerite Junk (ew Marguerite Beautiful Junk jak podkreslal nasz przewodnik). Tam szybkie przedstawienie zasad (zero alkoholu z zewnatrz...), dostalismy kajuty, zjedlismy 10-daniowy lunch (!!) - malze, osmiorczniczki, kotleciki rybne, swieza ryba, itd itd.



Pozniej poplynelismy na Suprising Cave - olbrzymia jaskinie odkryta przez Francuzow a nastepnie kajakowanie. Po powrocie na naszego Junka postanowilismy poplywac troche w brudnej i lodowatej wodzie zatoki ;) Udalo sie jeszcze namowic z 3 inne osoby i skokiem z burty zapoczatkowalismy nasze wodne wakacje ;)



Po 10-daniowej kolacji udalismy sie do kajuty spozyc troche trunku a pozniej jeszcze probowalismy lowic osmiornice - bez sukcesu niestety ;) Karaoke jakos nas nie przekonalo ;)

Nastepny poranek przywital nas pieknym widokiem zza burty - Ha Long robi olbrzymie wrazenie, brak slonca podczas naszego pobytu dodal wyspom sporo tajemniczosci.



Mielismy jeszcze czas na odwiedzenie jednej wyspy, pozniej 2-3h rejsu, kolejny spory lunch na lodzi i juz siedzielismy w busie do Hanoi.



No i tutaj zaczelo sie nam komplikowac... ;)
01:32 | Posted in , ,
Kupiliśmy whisky 0,75l johnyego walkera za 11 dolarów. Czy ktoś odpedzi nas od wypicia tego? Czy będziemy ślepi? Piszcie szybko bo kusi jak cholera;)
Category: , ,
��
09:15 | Posted in , , , ,
Poranna pobudka jak zwykle w towarzystwie mgly i wszechobecnego mlota pneumatycznego. Szybka toaleta, sniadanie w knajpie obok i wypozyczenie motorow. Juz wczoraj zagadalem z jednym Wietnamcem - ustalislimy cene na 5$. Chlopak szybko mnie dzisiaj zgarnal z ulicy, poszlismy, wzielismy 2 motory i szybko do stacji bo baki niemal puste.

Na stacji (w drodze do Lao Cai) okazalo sie, ze motor Klim Pao odmawia posluszenstwa, wiec szybko pojechalismy po wlasciciela wypozyczalni. Najprawdopodobniej cos sie zamoczylo przy poprzednim myciu. Nasze motory byly zatankowane a nowy, ktory dostalismy na wymiane mial pusty bak - nie byl to zaden problem dla Wietnamczyka, ktory wyciagnal rurke z bagaznika, wsadzil jedna koncowke do jednego baku, druga do drugiego, dmuchnal a benzyna sama przelala sie z pelnego do pustego :) Do tej pory takie cos widzielismy tylko na filmach! :)

Pozniej juz bez problemu uderzylismy do wioski Ta Phin gdzie zyje grupa etniczna Dao (panie z poprzedniego wpisu w czerwonych chustach). Przy samej wiosce oczywiscie 15 bab okrazylo nas i zaczelo wmawiac jak to bardzo potrzebujemy kolejny piorniczek. Na odpowiedz, ze mamy juz takie cos mowily "ale nie kupiles tego u mnie". Szybko im ucieklismy i udalismy sie do naprawde marnej jaskini Ta Phin Cave a 5 min pozniej schodzilismy juz do motorow.





Lunch w centrum Sapy wsrod samych Wietnamczykow po naprawde dobrych cenach (w sumie 4 osoby za jakies 6$ ;) ) i dalej na Silver Waterfall oddalony jakies 12km od Sapy. Tutaj kolejny lekki zawod - pora sucha sprawia, ze wszystkie atrakcje nie wygladaja tak jakbysmy chcieli. Z wodospadu ledwo ciurkala woda :( Zapewne w lipcu czy sierpniu zupelnie inaczej to wyglada i naprawde warto tam pojechac!

W drodze powrotnej zahaczylismy o Lao Chai (wczorajszy treking) zeby jeszcze zrobic zdjecia pieknych tarasow ryzowych.

Teraz siedzimy juz w naszym hotelu, wyczyscilismy sie z kurzu, zaraz obiad i lecimy na pociag do Hanoi!

Wiesci zapewne dopiero po powrocie z Halong Bay!

pzdr
Szon Dao & Kacu
��
11:19 | Posted in , ,
Sapa - Lao Chai - Lao Chai Sang 1 - lao Chai Sang 2 - Ta Van - Giang Ta Chai - Giang Tu Chai - Rattan Bridge - Sapa

To trasa jaka przemierzylismy dzisiaj w ciagu 5 godzin. Najpierw jeepem jakies 20 min i potem spacer caly czas dolina az do bambusowego lasu, gdzie trzeba bylo sie troche powspinac, obok wodospadu i przez bambusowy most odebrani przez jeepa wrocilismy do Sapy. Oprowadzala nas Trang - 24letnia Wietnamka.

Spacer przez wioski to przede wszystkim podpatrywanie z bliska jak zyja tutejsze mniejszosci min Czarnych Hmongow. Odwiedzilismy pare szkol, obejrzelismy tance w wykonaniu 6/10latkow, przeszlismy tarasami ryzowymi, zjedlismy lunch w jednym z miejscowych domow tzn home stay, gdzie podczas dluzszych niz jednodniowe trekkingow mozna nawet spedzic noc.



Dopisala pogoda wiec bylo na co popatrzec. Przyroda - przepiekny gorski krajobraz poprzecinany tarasami ryzowymi, bambusowym lasem - zrobil na nas duze wrazenie !!
Szkoda tylko, ze jest bardziej szarozielono, czerwono i brunatnie niz soczyscie zielono - mniejscowi narzekaja na susze i opozniajace sie deszcze.



Przez najciezsza czesc drogi towarzyszyly nam kobiety z Czarnych Hmongow i oczywiscie na koncu nie obylo sie bez zakupow. Znowu wiec niektorzy z nas stali sie szczesliwymi posiadaczami zbednych suvenirow ;)



Po powrocie zakupilismy bilety na powrot do Hanoi - jutro czyli w pt o 18:45 musimy byc z powrotem w Lao Chai.

Plan na jutro bez zmian: wypozyczenie motorow i dalsze zwiedzanie okolicy.

Dopisek kulinarny:
Jedzenie w Sapa raczej europejskie (niestety). My jedlismy przy glownej ulicy np. w Fansipan i dwoch wczesniejszych knajpach w dol miasta. Smacznie. Polecamy. Ale jesli ktos ma ochote na jedzenie lokalne to zapraszamy do wietnamskich jadlodajni tuz obok Informacji Turystycznej - roznica w cenie to jakies 200tys (4osobowy lunch). A lokalni ludzie bardzo chetnie dziela sie swoim jedzeniem ;)
��