Tylko zdazylismy wysiasc z pociagu a juz mielismy na karku kilkunastu miejscowych oferujacych nocleg i transport. Czyli jak to w Azji bywa ;)
Po 11 godzinach w pociagu zbyt asertywni nie bylismy i po 10 minutach bylismy w hotelu, w ktorym postanowilismy zostac zajmujac jeden 4 osobowy pokoj. Udalo sie tez zamowic nocna taxi by odebrala naszych towarzyszy podrozy z dworca.
Na poczatek chwila wytchnienia - cos dla ciala (kapiel) i cos dla ducha (sniadanie) ;) a potem rozpoznawczy spacer po Hue. Na pierwszy rzut oka nie wyglada to okazale - wprawdzie nieco mniejszy ruch niz w Hanoi, ale jakos tak nijak. W zasadzie dopiero dotarcie w okolice Cytadeli zmienia podejscie do miasta.
Na zwiedzenie calego kompleksu trzeba zaplanowac dluuuugi spacer. W zasadzie po dawnych palacach/budynkach nie zostalo zbyt wiele, to co pozostalo jest natomiast pieczolowicie restaurowane. Polecamy szczegolnie Thai Hoa Palac i Krolewski Teatr!
Ciekawostka: Wietnamczycy wiedza jak 'tworzyc miejsca pracy'. Oto przyklad: przy wejsciu do Cytadelii kupuje sie bilet wstepu a zaledwie dwa kroki dalej te same bilety sa sprawdzane, przez osobe, na ktorej oczach chwile wczesniej odbyl sie ich zakup ;)
Jakoze skutecznie odpedzialismy sie od dosc nachalnych tu riksiarzy i wlascicieli motorow (do wynajecia) do hotelu dotarlismy wykonczeni. Po drodze zahaczylismy jeszcze o miejscowy targ (ochota na swieze owoce), ale ponownie natretne nagabywanie sprawilo, ze postanowilismy sie wycofac. Za duzo jak na jeden upalny dzien ;)
A tu jeszcze dla przykladu Hue'owskie sajgonki - nabite na trawe cytrynowa ;)
My zdecydowanie wolimy te tradycyjne ...
Teraz pijemy lokalne piwko Huda (Kacper mowi, ze przypomina Carlsberg'a) i czytamy ksiazki (tzn. Kacper czyta a ja zaraz dolacze ;))
0 responses to "Hue (22.03.2010)"