O 6 rano przy jeziorze Hoan Kiem Wietnamczycy rozpoczynaja swoj dzien gimnastyka. Widok byl przezabawny jak panie i panowie w wieku 60-lat wyginali sie w rytm ichniej muzyki plynacej z megafonow zawieszonych na drzewach. Postalismy, popatrzylismy, posmialismy sie. Wypilismy kawe i poszlismy szukac jakiegos otwartego monopolowego ;) Jak wczesniej pisalismy znalezlismy przerazajaco tanie whisky, uzupelnilismy zapasy coca coli i bylismy gotowi do wyjazdu. Wszystko oczywiscie sie przeciagnelo, po kolei zbieralismy ponad 20 osob z hoteli. Pozniej juz jazda w warunkach bardzo niekorzystnych dla moich nog - ciasno i tlocznie, polowe drogi usypialem na ramieniu jakiegos Irlandczyka ;)
W samym Ha Longu nasza odprawa poszla nie-azjatycko sprawnie - 5min i bylismy juz na Marguerite Junk (ew Marguerite Beautiful Junk jak podkreslal nasz przewodnik). Tam szybkie przedstawienie zasad (zero alkoholu z zewnatrz...), dostalismy kajuty, zjedlismy 10-daniowy lunch (!!) - malze, osmiorczniczki, kotleciki rybne, swieza ryba, itd itd.
Pozniej poplynelismy na Suprising Cave - olbrzymia jaskinie odkryta przez Francuzow a nastepnie kajakowanie. Po powrocie na naszego Junka postanowilismy poplywac troche w brudnej i lodowatej wodzie zatoki ;) Udalo sie jeszcze namowic z 3 inne osoby i skokiem z burty zapoczatkowalismy nasze wodne wakacje ;)
Po 10-daniowej kolacji udalismy sie do kajuty spozyc troche trunku a pozniej jeszcze probowalismy lowic osmiornice - bez sukcesu niestety ;) Karaoke jakos nas nie przekonalo ;)
Nastepny poranek przywital nas pieknym widokiem zza burty - Ha Long robi olbrzymie wrazenie, brak slonca podczas naszego pobytu dodal wyspom sporo tajemniczosci.
Mielismy jeszcze czas na odwiedzenie jednej wyspy, pozniej 2-3h rejsu, kolejny spory lunch na lodzi i juz siedzielismy w busie do Hanoi.
No i tutaj zaczelo sie nam komplikowac... ;)
0 responses to "Ha Long Bay (20-21.03.2010)"