Czwartek rano zgodnie z zapowiedzia wybralismy sie na zwiedzanie My Son (czyt. Mi San). Miejsce chociaz malowniczo polozone okazalo sie naprawde miniaturka podobnych obiektow w Kambodzy czy Indonezji.
To swiete miejsce starozytnej Azjii Poludniowo-Wschodniej, zbudowane z cegly bylo centrum swiata Czamow (1,5tys lat temu). Niestety nie oparlo sie bombardowaniu w '69 i uplywowi czasu. Wciaz jest urokliwe, ale wymaga uruchomienia duzych pokladow wyobrazni ;)
Potem zostalo juz tylko rozkoszowanie sie urokiem miasta, spacery, robienie zdjec, smaczny obiad w przemilej knajpce - Red Sail (polecamy!) i lekcja gotowania (sajgonki, ryba zawijana w lisciu bananowca itd) - Klim Pao & Gong Pa polecaja ;)
My zas polecamy 'white rose' specjalnosc Hoi An oraz grilowane krewetki!
Wyjazd z Hoi An 19:00 dlugo wyczekiwany - z czystej ciekawosci jak sie podrozuje po Wietnamie autobusem dla odmiany. Niestety zdecydowanie polecamy kuszetki w pociagach! Mysle, ze wiecej na ten temat bedzie mogl napisac Kacper...
1 Response to "Hoi An (25.03.2010)"
Ale robicie mi smaka... nie tylko na jedzonko :)
Trzymam mocno kciuki...
Pidzyn