12:36 | Posted in , , ,
Dzisiaj zaczelismy maraton backpackerski ;) - opuszczenie hotelu o 08:00 rano i od tej pory wciaz w drodze, za nami 11 godzin w busie z lezankami i kilka godzin na morzu. Ale po kolei.

Czwartek rano zgodnie z zapowiedzia wybralismy sie na zwiedzanie My Son (czyt. Mi San). Miejsce chociaz malowniczo polozone okazalo sie naprawde miniaturka podobnych obiektow w Kambodzy czy Indonezji.
To swiete miejsce starozytnej Azjii Poludniowo-Wschodniej, zbudowane z cegly bylo centrum swiata Czamow (1,5tys lat temu). Niestety nie oparlo sie bombardowaniu w '69 i uplywowi czasu. Wciaz jest urokliwe, ale wymaga uruchomienia duzych pokladow wyobrazni ;)

Ok 13:00 bylismy z powrotem w Hoi An w sam raz na czas by zdazyc na pierwsze przymiarki ;) Okazalo sie, ze nasze - dziewczece - wdzianka pasuja perfekcyjnie i zadne poprawki nie sa wymagane! Te dla naszych Mezczyzn wymagaly jedynie kosmetycznych zmian. Jednym slowem pelny sukces ;)

Potem zostalo juz tylko rozkoszowanie sie urokiem miasta, spacery, robienie zdjec, smaczny obiad w przemilej knajpce - Red Sail (polecamy!) i lekcja gotowania (sajgonki, ryba zawijana w lisciu bananowca itd) - Klim Pao & Gong Pa polecaja ;)



My zas polecamy 'white rose' specjalnosc Hoi An oraz grilowane krewetki!





Wyjazd z Hoi An 19:00 dlugo wyczekiwany - z czystej ciekawosci jak sie podrozuje po Wietnamie autobusem dla odmiany. Niestety zdecydowanie polecamy kuszetki w pociagach! Mysle, ze wiecej na ten temat bedzie mogl napisac Kacper...

Comments

1 Response to "Hoi An (25.03.2010)"

  1. Pidzyn On 26 March 2010 at 14:24

    Ale robicie mi smaka... nie tylko na jedzonko :)
    Trzymam mocno kciuki...

    Pidzyn